czwartek, 31 marca 2016

04. ,,Rodzeństwo może być wredne przez całe życie. Jednak możesz być pewien, że wskoczy za tobą w ogień, gdy ktoś będzie przeciwko tobie''.

Obudziłam się z mokrą poduszką. Przez pół nocy płakałam nad tym co mam zrobić, żeby ochronić moją rodzinę. Dlaczego to zawsze mi przytrafiają się takie rzeczy?
Bałam się, że w każdej chwili Lukowi się pogorszy i miałam dziwne przeczucie, że Loganowi może grozić niebezpieczeństwo. W końcu jest taki bezbronny.
Dzisiaj niedziela, więc matka jest w końcu w domu. Zeszłam wytłumaczyć jej jak poważny jest stan Luke. Weszłam do salonu. Siedziała na białej kanapie z laptopem. Robiła jakieś dokumenty potrzebna na jutro do pracy. Ciągle jest w pracy. Nawet gdy jest w domu wydaję mi się nie kontaktowa z rzeczywistością.
-Mamo!-powiedziałam.
Jednak nic mi nie odpowiedziała, więc powtórzyłam słowo ,,mamo''.
-Yyyy tak skarbie. Chwilka pracuję, tylko dokończę tę fakturę i porozmawiamy.
Jak zwykle ma mnie głęboko i szeroko. Chciałam już coś jej odpowiedzieć, ale nagle rozległ się głos dzwonka. Podeszłam do drzwi po czym złapałam za klamkę.
W wejściu stał ojciec. Nie spodziewałam  się go dzisiaj. Jego ,,niby'' delegacja miała się skończyć dopiero za dwa dni. Miałam do niego masę pytań, może to i dobrze, że wcześniej wrócił. Może będę miała chociaż chwilę czasu, aby wybadać kim była ta tajemnicza kobieta, która ostatnio z nim widziałam.
Johny wszedł nie mówiąc ani słowa. Po chwili spytał się:
-Gdzie jest matka?
-W salonie.. Zaraz poczekaj mam do ciebie kilka pytań-powiedziałam.
Ojciec poszedł do salonu.
-Wyprowadzam się-oznajmił.
Po czym poszedł na górę i zaczął się pakować.
Zamurowało mnie te nagłe wejście taty. Z resztą mamę chyba też. Odłożyła laptopa po czym zrobiła wielkie oczy.
-Jak to się wyprowadza?-powiedziała.
Następnie zawołała na cały dom.
-Johny!!!! Co ty odwalasz? Pomieszało Ci się w głowie?
-Nie skarbie!-wrzasnął. Po prostu zrozumiałem, że nie jestem z tobą szczęśliwy-powiedział schodząc ze schodów.
Stałam obok nie wiedząc co mam powiedzieć. Miałam pustkę w głowie. Zaskoczył mnie całą tą sytuacją. Nie wiedziałam o co chodzi. Patrzyłam na zdenerwowanie mamy i jej bezradność.
-Najwyższy czas poukładać swoje życie na nowo. Poznałem pewną kobietę, dla której liczę się bezwarunkowo. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Ona z resztą we mnie też. Z tobą byłem nieszczęśliwy. Nigdy nie miałaś na nic czasu. Ciągle jesteś w pracy, nawet w domu. Mam tego dosyć, dlatego się wyprowadzam-powiedział Johny.
-Jak to ? Ty draniu!  Jak możesz nas zostawiać, nie tylko mnie, ale i nasze dzieci. One już w ogóle się dla ciebie nie liczą? -krzyczała matka.
-To dla ciebie nigdy się nie liczyły. Miałaś je i mnie zawsze w dupie! I wiesz co Ci powiem zołzo?
Nigdy Cię nie kochałem.  Kochałem czułą, seksowną i szaloną dziewczynę, a nie gderliwą, zapracowaną i bezuczuciową zołzą. A gdy się z tobą żeniłem myślałem, że jesteś inna. Nigdy bym się z tobą nie ożenił, gdybym wiedział, że jesteś taką oschłą wiedźmą-powiedział Johny.
-Ty świnio! Puszczasz się z jakąś lafirynda i ty do mnie masz pretensję!? Biedny Johny taki niewinny! Tylko on jest poszkodowany! Wiesz co? Sam zobacz jak ty nas krzywdzisz! Co ty wyprawiasz! Ja staram się zarobić na nasz dom. Na rachunki, na książki do szkoły dla dzieci, a ty tylko się obijasz. Zamiast ciężko pracować na wykarmienie rodziny, puszczasz się z jakąś szmatą!
Jak ona ma na imię? No proszę przyznaj się cwaniaku!-wykrzyczała ze łzami w oczach Anna.
-Nie znasz jej, to osoba z uczuciami, robocie. Jest inna niż ty. Ty takich ludzi nawet nie odróżniasz co?
I jeszcze jedno. Macie dwa tygodnie na opuszczenie tego domu. Prawnie należy do mnie, więc nie widzę potrzeby, żebyś w nim mieszkała! Jeśli myślisz, że coś Ci dam za rozwód, to się grubo mylisz. Jedynie mogę wpłacać na dzieci. Szkoda mi tylko Logana, że będzie musiał żyć z taką nieczułą matką! Luke jest pełnoletni, a Laura będzie już nie długo. Będą mogli od ciebie w końcu uciec-wypowiedział się Johny.
-Dlaczego teraz to robisz miałeś na to tyle lat? To przez tą ździrę, z którą Cię widziałam ostatnio dwie ulice stąd? -spytałam ze łzami w oczach ojca.
-Jak to? Widziałaś ją? To nie możliwe... -powiedział Johny.
Popatrzył na matkę, jakby bał się, że powiem jej kto to był.
-Przepraszam Laura, ale nie mogę tego wytrzymać. Twoja matka nie daje mi szczęścia-powiedział ojciec. Po czym wyszedł z domu.
Matka usiadła z wrażenia. Zakryła twarz rękoma. Płakała. Nie wiedziałam jak się zachować. To wszystko prawda o czym mówił tata. Matka nigdy nie miała dla nas czasu, ale żeby tak ją traktować?
Ale znowu jak to widzi ojciec? Że tak po prostu nas zostawi? Co z nami, czyli jego dziećmi. Ta kobieta zawróciła mu w głowie i od razu chce z mamą rozwód. To okropne, moja rodzina się rozpada. Nawet nie wiem kim jest ta kobieta. W końcu była w tedy w ciemnych okularach, dlatego nie byłam w stanie jej rozpoznać.
Popatrzyłam na matkę, pomimo tego wszystkiego było mi jej żal. Zawiniła, ale chciała dobrze, żebyśmy godnie żyli, żeby na nic nam nie zabrakło. Pochyliłam się nad nią.
-Ty! Ty wiedziałaś?-spytała.
-Widziałam tylko przedwczoraj jakąś kobietę z nim dwie uliczki dalej, gdy wracałam do domu. To w tedy koło furtki pobili Luka. Nie miałam nawet kiedy Ci powiedzieć, a w sumie nic szczególnego ją nie widziałam miała czarne okulary i nie mogłam jej rozpoznać. Nie chciałam Cie dodatkowo martwić, nie miałam żadnych dowodów.
-Kłamiesz! Wiesz kim ona jest, tylko nie chcesz mi powiedzieć! Wszyscy mnie okłamują- szlochała matka. Zostaw mnie chce być sama- powiedziała.
I jak tu dogodzić? Jednak rozumiałam mamę, czuję się oszukana przez ojca. Niestety nic nie mogłam poradzić. Poszłam do kuchni napić się trochę wody z tego wrażenia. Byłam wstrząśnięta.
Nagle zadzwonił telefon.  Pierwsza myśl, o której pomyślałam to bandyci, którzy ostatnio dzwonili.
-Hallo?-spytałam niepewnie.
-Hallo? Czy dodzwoniłem się do rodziny Marano?-spytał głos w słuchawce.
-Tak? A kto mówi?
-Tutaj doktor Wilczewski. Dzwonię ze szpitala. Państwa syn Luke...-powiedział lekarz.
-Co nim?-spytałam przerażona.
-Najlepiej to proszę przyjechać do szpitala. Na miejscu porozmawiamy.
-Dobrze, już jadę-powiedziałam.
Przez myśl umknęło mi coś strasznego. A jeśli Luke.... nie żyje? Nie, nie to nie dorzeczne. W prawdzie nie było z nim najlepiej, ale też i nie najgorzej. Nie mogę o tym myśleć. Nie teraz gdy wszystko się sypie. Muszę jak najprędzej tam pojechać.
Ubrałam czarną kurtkę i przez chwile wahałam się czy mówić, że dzwonił lekarz. Jednak stwierdziłam, że nie wiem co z nim. Postanowiłam sama odwiedzić brata, później powiem matce jak się czuję. Teraz powinna ochłonąć.
-Wchodzę-powiedziałam, jednak nikt mi nic nie odpowiedział.
Zaraz powinna przyjść Agnieszka, więc zaopiekuję się Loganem.
W końcu dotarłam do szpitala. Weszłam do sali, w której ostatnio leżał Luke. Jednak jego łóżko było zaścielone i nie było jego rzeczy.
Przeraziłam się, usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Tyle spraw miał jeszcze do załatwienia.
Nagle wszedł lekarz. Przygotowałam się już na słowa typu ,,Przykro mi, ale nie zdołaliśmy go uratować''. Ledwo co oddychałam. Nie zaciekawię zaczął się  ten dzień, więc byłam przygotowana na najgorsze.
-Ty do Luka Marano, tak?
-Tak-powiedziałam cichym głosem.
-Przenieśliśmy go do izolatki. Niestety, jego stan bardzo się pogorszył. Ma teraz podłączony tlen, cały czas obserwujemy go przez monitor.
-To znaczy, że Luke żyje?-spytałam.
-Tak, tak, lecz jego stan jest bardzo zły. W każdej chwili grozi mu śmierć. Dlatego chciałem, żeby pani przyjechała. Nie chciałem mówić takich rzeczy przez telefon. Niestety jest jeszcze jedna sprawa-powiedział doktor.
Ucieszyłam się. To źle, że jest w opłakanym stanie, ale przynajmniej żyje, więc jest chociaż najmniejsza nadzieja.
-Jaka?-spytałam.
-Musimy wykonać operację. Bardzo by pomogła, ale jest bardzo droga, ponieważ nie płaci za nią fundusz zdrowia- oznajmił doktor.
No nie, czy cały ten świat opiera się tylko na pieniądzach?
-Dobrze, powiem o tym rodzicom-powiedziałam do doktora.
W istocie rzeczy sama będę musiała coś wykombinować. Tata zakłada nową rodzinę, a matka jest załamana. Nie będzie miała głowy na to. Sama muszę się tym zająć. Tylko jak?
-Czy mogę go zobaczyć?-spytałam.
-Oczywiście-powiedział doktor.
Pielęgniarka zaprowadziła mnie do Luka. Siadłam obok niego.
-Tyle mi strachu narobiłeś. Cieszę się, że mam takiego brata jak ty. Pomimo wszystkich sporów jakie były między nami i tak Cię kocham-powiedziałam do nieprzytomnego brata.
Z oka popłynęła mi łza.
-Dzisiaj ojciec odstawił cyrk. Wyprowadził się, a matka się załamała. Nie wiem jak dalej będziemy żyć, dlatego proszę Cię o tylko jedno. Nie zostawiam mnie tutaj samej. Walcz do samego końca braciszku.
Nagle z jego oka popłynęła łza. Tak bardzo się ucieszyłam. Może faktycznie mnie słyszy.
-Siostro, siostro-krzyczałam.
-Co się stało?
-Z oka popłynęła mu łza, to znaczy, że z nim lepiej?-spytałam uradowana.
-Niestety to nic nie znaczy, po prostu to płyn. Od czasu może mu wypłynąć.
Ta odpowiedz mnie zdołowała. Jednak wiedziałam jedno, że muszę mu pomóc za wszelką cenę.
-Trzymaj się brat. Wyciągnę Cię z tego bagna. Choćby mnie maiło to kosztować życie- powiedziałam.
Zacisnęłam jego dłoń. Wstałam po czym delikatnie go pocałowałam w czoło. Nie mogłam patrzeć na cierpienie mojego brata.
-Wyjdziemy z tego razem-szepnęłam do Luka.

************
Jak wam się podobało moi kochani?
Spodziewaliście się takiego przebiegu akcji?
Zaskoczę was, to nie koniec.
W następnym rozdziale możecie być zszokowani. :)
Liczę na wasze komentarze.
Komentując motywujecie do pisania. :)
Piszcie co myślicie na temat Johna i Anny.
Jak myślicie, jak potoczą się dalsze losy rodziny Marano?
Buziaki :***



2 komentarze:

  1. OMG! Co to się porobiło? Nie spodziewałam się tego wszystkiego. W każdym rozdziale coś się dzieje. Czytam w takim napięciu, a w głowie mam jedno pytanie: co się stanie dalej? Masz naprawdę wielki talent, dziewczyno. Pokochałam twój styl pisania. Oby tak dalej.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki! :*
      Bardzo się staram, aby nie zanudzić czytelników.
      Co do pytania zobaczysz już niebawem :)
      Jeszcze raz dziękuję! :)

      Usuń