Obawiałam się, że do domu przyjadą Ci bandyci i zrobią coś Loganowi lub mnie.
Wstałam i zeszłam na dół. Poszłam do kuchni i zastałam matkę siedzącą przy kuchennym stole z butelką wina. Głowę miała położoną na blacie, a butelka była pusta.
Widząc taki widok byłam załamana, jak wygląda teraz moja rodzina. Cała w rozsypce.
Rozumiałam, że mama przeżywa rozstanie z tatą, ale żeby upijać się do nieprzytomności?
Nie mogłam patrzeć na tą całą scenę. Poszłam do pokoju Logana, żeby zobaczyć czy jeszcze śpi.
Otworzyłam cicho drzwi do pokoju brata, jednak nikogo w nim nie zastałam. Szybko podbiegłam do łóżeczka i szukałam dziecka, jakby było małą kuleczką, która mogłaby być ukryta gdzieś w małej kołderce brata. Przerażona zniknięciem brata krzyczałam na cały dom:
-Mamooooo Logan zniknął.
Jednak nikt mi nic nie odpowiedział. Zupełna cisza, jakbym była sama w domu. Z początku miałam tysiąc myśli na minutę, nie wiedziałam gdzie Logan mógł teraz przebywać. Co z nim się stało?
Szukałam koło łóżka jakiejś wskazówki, która mogłaby mi pomóc w odnalezieniu brata. Niestety nic konkretnego nie znalazłam.
Wybiegłam z pokoju Logana i powędrowałam do kuchni. Stanęłam koło matki i próbowałam ją obudzić.
-Mamo wstawaj! Logana nie ma ktoś go chyba porwał! Mamo!-krzyczałam ze łzami w oczach.
Jednak moja matka tylko przechyliła lekko głowę i mruczała coś pod nosem. Była jeszcze pijana i nie miałam z nią żadnego kontaktu. Stwierdziłam, że budzenie jej nic mi nie pomoże. Zaczęłam wykręcać numer do ojca, jednak numer był niedostępny. Płakałam z bezradności. Wszystko było nie tak, powinnam teraz iść spokojna do szkoły, a tym czasem szukam młodszego brata, zajmuję się pijaną matką i muszę zdobyć pieniądze na operację Luke. W dodatku nasz ojciec nas zostawił. Pewnie nawet nie wiem co się tutaj dzieję. Wszystko sypało mi się na głowę, a on niczego nieświadomy układa sobie teraz nową, szczęśliwą rodzinę. Uklękłam przy drzwiach wejściowych i rozpłakałam się jak małe dziecko.
Nagle zadzwonił telefon. W tej chwili miałam chodź najmniejszą nadzieję, że to ktoś, kto poinformuję mnie o odnalezieniu brata. Podbiegłam do telefonu.
-Hallo?-powiedziałam drżącym głosem do słuchawki.
-Hallo, hallo maleńka! Czyżbyś już płakała, jeszcze nie masz powodów. Twoje piekło dopiero się zaczyna, więc radziłbym Ci zostawić łzy na później-powiedział kpiącym głosem tajemniczy głos w słuchawce.
-Czego chcecie? Co zrobiliście Loganowi?-spytałam zdenerwowana.
-Spokojnie, nie wiemy o czym mówisz-powiedział spokojnie nieznany głos.
-Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię.
-My nic, ale jeszcze możemy robić maleńka-odpowiedział tajemniczy głos.
-Przestań do mnie mówić ,,maleńka'' oblechu!-wykrzyczałam.
-Ska wiesz, że Ci się nie spodobam? W końcu mnie nie widzisz, a jak byś zobaczyła to może bym Ci się spodobał? -powiedział prześmiewczym głosem.
-Wątpię, nie mam tendencji zakochiwać się takich idiotach jak ty-odpowiedziałam z przekąsem.
-To się jeszcze okaże kto tu komu będzie klękał na kolana-zaśmiał się nieznajomy głos.
-Widzę, że ta rozmowa nie ma najmniejszego sensu, aby ją dalej kontynuować-powiedziałam.
-Do wieczora masz czas kotku na oddanie długu. Jeśli nie załatwimy to inaczej. Tak jak lubię.
-Spokojnie do wieczora będziesz miał ten swój cholerny dług-powiedziałam.
-Wiesz co ja mam inny pomysł. Chętnie bym Cię pooglądał na żywo, więc mam dla ciebie specjalne zadanie-powiedział szyderczym głosem.
-Zapomnij zboczeńcu!-powiedziałam.
-Spokojnie, to nie to co myślisz. Szczegółów dowiesz się na miejscu. Zobaczymy jak bardzo zależy Ci na rodzinie. Dzisiaj o 17.00,za rogiem kawiarenki ,,Fortuna''. Tylko bez żadnych wykrętów, bo inaczej będziesz miała poważniejsze kłopoty niż teraz- powiedział głos.
Nagle rozmowa została przerwana.
-Rozłączył się drań-pomyślałam.
Co ja teraz zrobię, nawet nie wiem co mnie czeka tam na miejscu, gdy przyjdę na określone spotkanie. Byłam załamana, nie mogłam się nawet spodziewać od nikogo pomocy. Tym bardziej, że teraz nie mam Logana. Nie wiem co się z nim dzieję. Chyba oszaleję! Co to za przeklęty koszmar!
Nawet życia sobie nie mogę odebrać, bo Logan jest w niebezpieczeństwie, a Luke właśnie o te życie walczy w szpitalu. W co on się w pakował. Teraz wszystko jest na mojej głowie. Mam dość, ale nie mogę się poddać.
Ponownie zadzwonił telefon. Myślałam, że to znowu ten wstrętny oblech. Z niechęci podniosłam słuchawkę do ucha.
-Tak?-spytałam.
-Dzień dobry. Czy dodzwoniłam się do państwa Marano?
Po chwili ciszy odpowiedziałam:
-Takk. A o co chodzi?
-Jestem zaręczona z twoim ojcem-usłyszałam w słuchawce.
Zamarłam, jak to już zaręczona i nic nam nie powiedział? Byłam wściekła na tą kobietę i mojego ojca. W końcu to on dał się zmanipulować tej kobiecie. Faceci są jednak słabi. Nie potrafią zapanować nad uczuciami, a mówią, że to kobiety są słabe.
-Jak to?-spytałam. Nienawidzę was, spieprzyliście mi życie! Przekaż ojcu, żeby zaczął odbierać tą cholerną komórkę. Czasami ktoś ma coś ważnego do przekazania-powiedziałam.
-To znaczy, że jeszcze wam nie powiedział o zaręczynach? Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak wyszło. To wszystko potoczyło się tak szybko-powiedziałam kobieta.
-Jasne. Wszyscy tak mówią. Jak ty się w ogóle nazywasz zdziro?-spytałam.
-Przepraszam nie mogę teraz rozmawiać. Rozumiem, że jesteś na mnie wściekłą, ale życie toczy różne scenariusze.
Po tych słowach się tajemnicza kobieta się rozłączyła. Czego ona się spodziewała? Że będę jej dziękować z rozwalenie mojej rodziny? Śmieszne! Ta kobieta nawet wstydu nie ma. Nie rozumiem co widział w niej mój ojciec. Chyba tylko figurę...
PO raz trzeci zadzwonił telefon. Zbyt często dzisiaj dzwonią.
-Tak słucham?-powiedziałam.
-Tutaj Robert Tracz jestem szefem pani Anny Marano, czy zastałem ją w domu?
-Niestety nie. Wyjechała w za granicę w sprawach rodzinny. Jak wróci czym prędzej do pana oddzwoni-powiedziałam poważnym głosem.
-Dobrze, dowidzenia.
Musiałam skłamać, inaczej matka straciłaby pracę,a mną zainteresowałaby się opieka społeczna. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że mnie i Logana mogą zabrać do bidula. Ze mną nie było by takiego problemu, w końcu mam już siedemnastkę, ale kilkumiesięcznego Logana nie potraktowaliby tak łagodnie. Byłam przerażona tym faktem, tym bardziej, że teraz nie wiedziałam co się z nim dzieję. Gdyby takie informacje dostały się do instytutu mielibyśmy przekichane. Muszę odnaleźć Logana czym prędzej.
Dochodziło koło 16.30, więc zaczęłam się szykować do wyjścia. Nagle podeszła do mnie matka. Widać było, że jeszcze dobrze nie wytrzeźwiała. Była ubrana w mała czarną sukienkę.
-Wychodzę-powiedziała ze śmiechem matka.
-Co takiego, gdzie ty się wybierasz? Twój syn zaginął, a ty się idziesz znów upić?-spytałam.
-Ciii.. A co to? Jesteś moją matką, czy jak? Jestem dorosła i mogę robić co mi się podoba. Mam gdzieś twoje zdanie. Ojciec uważa, że za mało jestem rozrywkowa, więc pokaże mu, że się myli-powiedziała.
-Zachowujesz się infantylnie! Gdzie twoja odpowiedzialność i pracowitość? -spytałam.
-No przecież mówię, że przechodzę metamorfozę. No co głucha jesteś córeńko. Wiesz co ma pomysł ubierz się jakoś fajnie i pójdziemy razem. Powiemy, że jesteśmy siostrami-zaproponowała matka.
-Słucham, czy ty naprawdę słyszysz co ty mówisz?
Nie wierzyłam z tego co opowiada matka. Byłam załamana i zirytowana całą tą sytuacją.
-Ale, że co? Że niby za stara jestem? Na zabawę nigdy nie jest za późno!-powiedziała matka, po czym ledwo co wyszła z domu.
Była już 16.45, więc zostało mi nie wiele czasu do spotkania.
Wsiadłam w najbliższy autobus pojechałam na wskazane miejsce.
Stojąc przed rogiem ,,Fortuna'', jedynie zakręt oddzielał mnie od tych bandytów. Czułam jak szybko bije mi serce. Gdybym jeszcze wiedziała co na mnie czeka za tym rogiem. W końcu odważyłam się zmierzyć się z bandytami.
Idąc przez uliczkę za rogiem było coraz ciemniej. Bałam się, że zaraz ktoś mnie złapie i porwie, jednak szłam dalej. Nagle zobaczyłam grupkę mężczyzn stojących obok dużej latarni. Całe te miejsce wydawało mi się z horroru. Czułam strach i niepokój, a mój instynkt podpowiadał mi, żebym uciekała.
Niepewnie podeszłam do grupy nieznajomych. Nie wiedziałam nawet co mam powiedzieć, jak się odezwać. I kogo szukać, zupełnie nic nie wiedziałam. Miałam czystą pustkę w głowie.
Nagle jeden z chłopaków koło 20 lat podszedł do mnie. Miał na głowie czarną kominiarkę przez którą było widać tylko oczy. Były jasno-niebieskie podobne do oceanu z gęstymi rzęsami. Muszę powiedzieć, że były nawet ładne, ale w końcu to jeden z bandytów, więc nie mogę się rozmarzyć.
-Laura? Tak?-spytał nieznajomy.
-Może. Zależy kto pyta-powiedziałam niepewnie.
Mężczyzna tylko się roześmiał. Zbliżył swoją twarz bliżej do mojej po czym powiedział:
-Twój nowy szef skarbie, a teraz posłuchaj. Napadniemy razem na bank, ty będziesz odpowiedzialna za rozproszenie, a ja zajmę się rozszyfrowaniem kodu. Jeśli się nie zgodzisz to moi koledzy pokażą Ci, że mi się nie odmawia- po czym wskazał na grupę stojących obok chłopaków.
Większość z nich to typowe osiłki. Ciekawe czy mają chociaż trochę oleju w tej głowie, czy tylko robią to co każe im ten chłopak-pomyślałam.
Grupa mężczyzn szyderczo się do mnie uśmiechała, a ja stałam bezruchu. Byłam przerażona całą tą sytuacją. Znów popatrzyłam na chłopaka koło mnie. Miał lekko zmrużone oczy.
-To jak będzie maleńka?
-Pff. a mam jakiś wybór?-spytałam irytująco.
Mężczyźni się roześmiali.
-Dlaczego nie zdejmiesz kominiarki i nie pokażesz swojej twarzy. Czyżbyś się bał, że mi się nie spodobasz?-spytałam.
-Sprytnie, ale i tak nie zdejmę. Gdybyś widziała moją twarz mogłabyś mnie wydać na policji, a tak nawet nie wiesz jak wyglądam-odpowiedział.
-No proszę, proszę jednak masz rozum-zaśmiałam się.
Może dlatego jest ich przywódcą. Jedyny myślący-pomyślałam.
-Dlaczego miałbym nie mieć. Myślałaś, że tacy jak ja nie mają rozumu?
-Jak byś miał to byś się w takie gówna nie pakował-powiedziałam.
-Według mnie mam spryt, żeby szybko zdobyć pieniądze-powiedział.
-Nie rozumiem, skoro maja u ciebie długi jacyś ćpuni, to czemu nie masz kasy i musisz okradać baki?-spytałam.
-Za dużo chcesz wiedzieć moja droga, ale powiem Ci. Ponieważ tacy jak twój brat, tylko by brał, a nie płacił. A ja muszę oddać za towar kasę. Widzisz nade mną też stoi szef, którego muszę się słuchać- takie życie.
-Uzależnił się od tego gówna, bo takie składy robicie, żeby sięgali po następne działki-powiedziałam.
-No proszę, widzę, że jednak znasz się na rzeczy. Może zostaniesz kiedyś szefem gangu, tak jak ja-zaśmiał się.
-No jasne, bo o niczym innym nie marzę, tylko o tym, żeby pakować się w takie świństwo-powiedziałam.
-Dobra. Za niecałą godzinę wkraczamy do akcji. W tedy już nie ma odwrotu-powiedział chłopak.
-Chcę 10 procent-powiedziałam. Muszę zapłacić za operację Luka-powiedziałam.
-No proszę. Stawiasz własne warunki. Dlaczego niby mam się na nie zgodzić?-spytał. To raczej ja powinienem stawiać warunki, a nie ty-dokończył zdanie.
Milczałam, miał rację, ale grałam twardą. Wcale nie chciałam napadać na bank, lecz nie miałam innego wyboru. W prawdzie nie wiem co gorsze kradzież, czy prostytucja. Byłam w kropce.Czekałam jak na skazanie. Minuty coraz bardziej się dłużyły, a ja nie mogła opanować zdenerwowania. Jednak muszę to zrobić, żeby wszystko było dobrze. Tyle bym dała, żeby było tak jak wcześniej. Lepiej jednak żyć w nieświadomości, niż w ciągłym strachu przez jutrem.
***********
I jak wrażenia moi drodzy?
Koniecznie piszcie w komentarzach,
co was zaciekawiło i jak wrażenia. :)
Jak myślicie kim jest ta tajemnicza postać,
która dowodzi gangiem?
Liczę na wasze opinie! :)
Do następnego wpisu kochani!
Buziaki :**
Na początku przepraszam, że trochę późno, ale szkoła daje mi popalić i to szczególnie przed testami. :(
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział!
Akcja coraz bardziej się rozkręca i staje się coraz ciekawsza. Dużo się działo w tym rozdziale. Nie wiem kto to może być tym szefem. Na początku myślałam, że to Ross, ale ma niebieskie oczy, więc nie wiem.
Czekam na next. :*
Dobrze Cię rozumiem, ja też mam teraz egzaminy. Porażka...
UsuńDzięki :)