poniedziałek, 13 czerwca 2016

08. ,,Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze.''.

Obudziło mnie głośne stukanie w kraty. Zaspana i niezorientowana zaczęłam rozglądać się co się dzieje. Po nocy spędzonej na niewygodnym, sztywnym łóżku, byłam pół przytomna.
-Wstajemy! To nie wczasy królewno- powiedział Ross stukając metalową pałką w kratki mojego ciasnego pomieszczenia.
-Zauważyłam, że od czasu gdy tutaj jestem, wciąż nazywacie mnie księżniczką, albo królewną- powiedziałam zaspanym głosem.
-Zauważ, że jesteś w lochu, całkiem sama zdana na los twojego księcia. Jedyne co Cię różni to to, że jesteś tutaj za przestępstwo i raczej nie wybawi Cię tutaj rycerz na białym koniu- powiedział zabawnym głosem policjant.
-No cóż, słabe macie tutaj poczucie humoru- bąknęłam.
Ross miał grzywkę zaczesaną do góry. W ręku trzymał policyjną, niebiesko-białą czapkę. Muszę przyznać, że wyglądał pociągająco. Tym bardziej, że podobają mi się mężczyźni w mundurach. Mam do nich słabość. Jednak nie myślałam, że kiedyś będę podziwiała takich facetów przez kratki.
Policjant otworzył mi drzwi, po czym podszedł i wziął mnie pod ramię.
-Zapraszam na przesłuchanie- powiedział Ross.
Znowu to samo. Czy oni nie mogą zrozumieć, że już wszystko powiedziałam..
Zwów usiadłam na wczorajszym miejscu. Tym razem bez większego przejęcia odpowiadałam na kolejno zadawane mi pytania.
-Czyli chcesz powiedzieć, że zostałaś zmuszona do napadu na bank z obcymi Ci mężczyznami?- spytał Ross.
-Tak- odpowiedziałam z lekką irytacją.
-Dobrze. Teraz popracujesz trochę dla nas- powiedział policjant.
-Jak to?-ocknęłam się. -O co chodzi?
-To bardzo proste. Dzięki Tobie dojdziemy do tych bandytów. Podłożymy Ci podsłuchy i będziesz non stop przez nas obserwowana, gdybyś jednak się rozmyśliła z nami współpracować, będziesz miała jeszcze większe problemy- wyjaśnił Ross.
Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.  Zaskoczył mnie tym. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Wow! No cóż chyba muszę się zgodzić na tę propozycję- powiedziałam.
-No cóż... raczej nie masz wyboru- powiedział z uśmiechem Ross.
Niestety to była prawda. W zasadzie nie mam wyjścia, odmawiając, pogorszyłabym tylko swoją sytuację. Mogłabym wzbudzić podejrzenia, że współpracuję jeszcze z tymi czubami.
-Dobra podpisz się tutaj-powiedział policjant wskazując miejsce na podpis na kartce papieru, którą położył przede mną na stole.
-Co to jest?-spytałam, nie bardzo wiedząc o co chodzi.
-Oświadczenie, że z nami współpracujesz, takie tam-uśmiechnął się Ross.
-Okk.
Po podpisaniu nie było już odwrotu. Ciekawe co będę musiała zrobić..
Byłam gotowa jak najszybciej zakończyć tę sprawę, w końcu moi bracia mnie teraz potrzebują, a ja wmieszałam się jeszcze w takie bagno.
-Nie mogliśmy skontaktować się z twoimi rodzicami-powiedział Ross.
No cóż, nie dziwię się, ale co tu wymyślić, żeby nie wzbudzać ich podejrzeć o patologi w domu?
-Na pewno są w pracy, to pracoholicy, nie zważają czy jestem w domu-powiedziałam bez entuzjazmu.
W prawdzie rzeczy był tak do pewnego czasu, ale nie dokończyłam mojej wypowiedzi tym faktem.
Gdyby policja dowiedziała się o matce alkoholiczce, którą zostawił mąż, byłabym skończona. Mną i Loganem zainteresowałaby się opieka społeczna. Nie jestem na tyle głupia, żeby wierzyć, że matka po tym się otrząśnie i będziemy żyli po staremu. Muszę wziąć sprawy w swoje ręce i nie dopuścić do tego, żeby Logan wychowywał się z obcymi ludźmi.
Jednak nie mogę się dłużej oszukiwać. Logan zniknął, bodajże porwali go ci gangsterzy, a ja siedzę w pierdlu. Na dodatek Luke leży ciężko ranny w szpitalu, ojciec nas zostawił, matka zamiast wziąć się w garść upija się do nieprzytomności i sprowadza nowych fagasów do domu.
Mam tego dość. Wszystko jest na mojej głowie. Chciałam wyciągnąć nas z tego ,,gówna'', a wpakowałam się w jeszcze większe.
Życie jest okrutne...
-Mimo to będziemy musieli wezwać ich na komendę-powiedział Ross.
-Oczywiście-powiedziałam załamana całą sytuacją.
Ross przyglądał mi się uważnie, a ja starałam się nie zwracać na niego uwagi.
-Na tak młoda osobę, wyglądasz bardzo dorosło-powiedział mężczyzna.
-Bo w ostatnich dniach dużo przeżyłam-powiedziałam.
-Możliwe-powiedział z zastanawiającą mną policjant.-Wrócisz dzisiaj spokojnie do domu, ale twój telefon będzie na podsłuchu, a w domu i przed domem będą zainstalowane kamery. Twój każdy krok będzie monitorowany i rejestrowany w naszych dokumentach- powiedział Ross.
-Kamery w domu!-zaczęłam krzyczeć przerażona.
-Spokojnie przecież w łazience będziesz mogła spokojnie się myć i przebierać-powiedział z uśmiechem mężczyzna.
-Ale to nie o to chodzi!-powiedziałam z drżącym głosem.
I świetnie mają mnie teraz nie uniknę prawdy. Przecież jak będą mieli wszystko na widoku to zorientują się jaką mam sytuację w domu. Cały plan szlak trafił!
-Jak to?-spytał policjant.
Przez chwilę siedziałam pogrążona w ciszy. Powiedzieć prawdę, czy nie? Przecież i tak się dowiedzą, ale może jakoś bym tego uniknęła? Tylko jak?
Rozpłakałam się. Moje łzy płynęły mi po policzkach, a ja nie mogłam ich powstrzymać. W tej minucie wszystko we mnie pękło. Nie jestem na tyle twarda, żeby wytrzymać.
-Już dobrze. Ochłoń trochę i opowiedz co się dzieje-powiedział spokojnie Ross.
-Wszystko jest tak jak nie powinno! Wszystko jest na mojej głowie. Mam same problemy od odejścia ojca, a on nawet nie zainteresował się nami przez chwilę. To wszystko jego wina!-krzyczałam, jednocześnie ocierając łzy spływające po policzkach.
-Nic nie rozumiem- powiedział policjant.
-Ojciec nas zostawił, a matka zaczęła pić. Mojego młodszego brata uprowadzono, a starszy leży w szpitalu poturbowany przez tych typów, którzy zmusili mnie do tego napadu na bank. Luke był winny pieniądze za prochy...tak to ćpun, dopiero nie dawno się o tym dowiedziałam, a matka z ojcem zamiast nas wspierać mają nasz w dupie! Luke jest ciężko pobity i walczy o życie, na jego operacje potrzeba dużo pieniędzy, których nie mam. Na dodatek jestem w więzieniu i wpakowałam się w większe gówno, niż wcześniej. Teraz oczywiście zadzwonicie do opieki społecznej i naszą dawną rodzinkę szlak trafił,  a mogło być jeszcze wszystko dobrze-zapłakana nie byłam w stanie już nic powiedzieć.
Ross na początku się nie odzywał, siedział w milczeniu. Jego wyraz twarzy nie pozwalał mi nic wyczytać z tego emocji. Był niczym skalna rzeźba.
-Dlaczego nie powiedziałaś tego od razu? Może udałoby nam się wcześniej zareagować-powiedział policjant. -Rozumiem, sierociniec..., ale skoro sprawy posunęły się tak daleko.., dlaczego nie dałaś nam sobie pomóc?-spytał Ross.
-Nie chciałam żeby Logan miał zrujnowaną rodzinę, chciałam wszystko naprawić, pozbierać do kupy, żeby było tak jak wcześniej-powiedziałam z ciszonym głosem.
-Dobra, już dobrze. Jakoś to wszystko razem ogarniemy-powiedział policjant łapiąc mnie za rękę, która leżała sztywno na stole.
-Wiesz gdzie może być twój młodszy brat?-spytał Ross.
-Nie, pewnie to te świry go porwały za to, że Luke jest winien im pieniądze-powiedziałam.
-Dobrze, zaczniemy poszukiwania, na pewno się znajdzie-powiedział pocieszająco Ross.
Lekko pokiwałam głową. W końcu to wszystko ze mnie uszło.
Teraz przynajmniej nie jestem z tym wszystkim sama.
-Dziękuję-powiedziałam z ciszonym głosem do chłopaka.
-Jeszcze nie masz za co dziękować-powiedział Ross uśmiechając się do mnie.

*************
Witajcie kochani!
Tak wiem, dawno się nie odzywałam..
Przepraszam, ale miałam mało czasu na porządne pisanie. :(
Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział się spodobał!
Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
Jeśli wystąpiły jakieś błędy z góry przepraszam
za swoje niedociągnięcia. :)
Ostatnio zaczęłam pisać nowego bloga,
na którego zapraszam z miłą chęcią:
To by było na tyle!
Do następnego spotkania!
Buziaki! :*** 


7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!
    Ten blog z każdym rozdziałem podoba mi się jeszcze bardziej. ;) Dużo się dzieje i jestem na prawdę ciekawa, co się stanie dalej.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super <3
    Zaraz zajrzę na nowego bloga <3
    Buziaczki!

    OdpowiedzUsuń