sobota, 18 czerwca 2016

09. ,, Miłość jest w tedy, kiedy mówisz chłopakowi, że podoba Ci się jego... koszulka i on ją później nosi każdego dnia''.

Po rozmowie z Rossem wsiadłam do radiowozu policyjnego. Razem z nim jechałam do mojego domu, w którym miałam zostać kontrolowana. To ma być zasadzka dla tych kryminalistów, którzy dokonali ze mną napadu.
Ross prowadził, a ja siedziałam z tyłu. Bez żadnej rozmowy dojechaliśmy do celu. Nie musiałam długo czekać na rozwój sytuacji, ponieważ zaraz po przekroczeniu progu mieszkania, zauważyłam, że wejściowe drzwi nie są wcale zamknięte, tylko uchylone.
Spojrzałam na Rossa jednoznacznie, a on bardziej uchylił drzwi.
W salonie na kanapie leżała matka. Oczywiście wszędzie brud. Puszki piwa i butelki od wódki walały się wszędzie, a w powietrzu unosił się zapach alkoholu i wymiocin. Matka leżała nie ruchomo, przez chwilę wydawało mi się, że nie oddycha, ale po dłuższej chwili dobiegały od niej ciche jęczenie.
-Mamo, dlaczego mi to robisz?-spytałam ze łzami w oczach.
Jednak kobieta w ogóle się nie odezwała.
Nie mogłam patrzeć jak moja mama stacza się na dno. Jeszcze przy obecności Rossa było mi wstyd, że musi oglądać tę żenującą scenę. Miałam dość tego wszystkiego. Przez chwile obudziła się we mnie wściekłość i zaczęłam potrząsać matką.
-Nienawidzę Cię, rozumiesz? Nienawidzę!-krzyczałam.
Całej sytuacji przyglądał się Ross.
-Zostaw ją i tak nic do niej nie dotrze, jest pijana-powiedział Ross, patrząc na mnie ze zlitowaniem.
Byłam zrozpaczona, myślałam, o tym, żebym w ogóle się nie narodziła. Moja złość, zdenerwowane i bezsilność, która była najgorsza, nie pozwalały mi się opanować. Chciałam się obudzić, tak jakby ta rzeczywistość była tylko koszmarem. Nie miałam siły na nic. Marzyłam o śmierci, z chęcią wpadłabym pod auto, skoczyła z mostu, albo podcięła sobie żyły. Jednak wiem, że to nie rozwiązanie, przecież nie zostawię samego Logana z tą patologią. Tylko on mnie trzymał na tym świecie. Myśl, że został porwany i kompletnie nie wiem gdzie teraz przebywa, doprowadza mnie do szału.
,,Gdzie jesteś braciszku?''-pomyślałam, a po mojej jasnej cerze zaczęły płynąć gorzkie łzy.
Byłam wykończona całą ta sytuacją. W końcu wybiegłam z domu. Nie zwracałam uwagi gdzie biegnę, pragnęłam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Mijałam co raz więcej przecznic, a moje nogi kazały mi biec dalej. Słyszałam za sobą głos Ross, jednak nie byłam w stanie dosłyszeć dokładnie co do mnie mówi. Chciałam o tym wszystkim zapomnieć, oddać w niepamięć te wszystkie przykre historie, które ostatnio coraz bardziej się powielają.
Zrobił się wieczór, a ja byłam tak zmęczona, że moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Znajdowałam się na jakimś zupełnym pustkowiu bez ludzi. Otaczały mnie jedynie góry zburzonych fundamentów. Nie wiedziałam gdzie jestem, wpadłam w panikę. Gorączka i coraz większy stres doprowadziły mnie do szału. Zaczęłam oglądać się w każdą stronę, jednak bez skutku jakiekolwiek informacji, która pomogłaby mi poznać dany teren.
Skuliłam się w ciemnym, ciasnym koncie obok prawie wyburzonej ściany fundamentalnej.
Miałam tego wszystkiego serdecznie dość. Ciągłej walki z rzeczywistością. W prawdzie nie mam żadnych obrażeń na ciele, ale ostatnie sytuacje zrujnowały mi psychikę. Osoby na które trafiłam w ostatnim czasie, były najgorszą rzeczą, które mogłam napotkać na swojej drodze.
W człowieku najgorsze jest to, że nie trzeba okaleczać lub dotkliwie ranić ciała. Wystarczy tylko przykre słowo, czyn lub sytuacja, a my stajemy się dotknięci w środku.
Nasza psychika jest najczulszym punktem, w który łatwo uderzyć.
Czasem nie trzeba zlecać morderstwa zawodowemu przestępcy, żeby kogoś zabił. Wystarczy tylko okrutna prawda lub sytuacja, żeby osoba myślała o popełnieniu samobójstwa.
To okropne co można zrobić przez własną głupotę lub niepotrzebne słowo, żeby druga osoba poczuła ukucie w samym sobie.
Sama nie wiem ile jeszcze wytrzymam psychicznie na tym świecie, ale jednego jestem pewna. Trzeba być twardym pomimo wszystko. Mieć gdzieś opinie innych i stawiać czoła najgorszemu co może się nam przytrafić.
Było coraz ciemniej i zimniej. Moje oczy były tak zmęczone, że coraz bardziej się do siebie kleiły.
Nagle usłyszałam wołanie.
-Laura!-był to znajomy głos, który stawał się coraz wyraźniejszy.
W pewnym momencie oślepiło mnie światło.
-Czy to już koniec ze mną-pomyślałam...
Jednak to nie był koniec. To Ross świecił na moją twarz latarką.
Nie miałam siły nic powiedzieć.
Chłopak stał nade mną i lekko się uśmiechał.
-Ale mi strachu narobiłaś-powiedział Ross.
Chłopak nie czekając dłużej wziął mnie w swoje umięśnione ramiona i zaniósł do zaparkowanego nieopodal samochodu.
Zmęczona zasnęłam z tyłu auta. Słyszałam tylko dźwięk silnika i cichy szept Rossa, że wszystko będzie dobrze.
Obudziłam się, gdy auto się zatrzymało. Znajdowaliśmy się przed dużym domem.
-Gdzie jestem?-spytałam cichym głosem.
-W domu-powiedział z uśmiechem chłopak.
Mężczyzna ponownie przeniósł mnie na rękach do swojego mieszkania.
Zaniósł mnie do salonu i położył na dużą kanapę obok rozgrzanego kominka.
Mieszkanie wydawało się przytulne. Wszędzie było pełno małych elementów, które idealnie dopełniały dom.
Ross przykrył mnie beżowym, ciepłym kocem i usiadł obok mnie.
-Wypij-powiedział podając mi gorące kakao.
Wzięłam gorący kubek w dłonie i wypiłam kilka łyków.
-Dlaczego to robisz?-spytałam.
Chłopak nic nie odpowiedział, jedyne co zrobił to uśmiechnął się do mnie.
Położyłam głowę na jego nogach, jego ręka pieściła moje ciemno-brązowe włosy.
Widziałam wzrok Rossa, który non stop wpatrywał się w moją twarz.
Zasnęłam błyskawicznie. Wcale się nie dziwię w końcu byłam padnięta.
Przyjemna cisza i pieszczący dotyk Rossa sprawił, że czułam się jak w niebie. W końcu mogłam odpocząć ze świadomością, że nie jestem z tym wszystkim sama.

***********
Hejka kochani!
Jak się wam podoba dzisiejszy rozdział? :)
Dajcie znać w komentarzach! ;)
Co myślicie o sytuacji,
w jakiej znalazła się Laura?
I co ciekawego powiecie o zachowaniu Rossa?
Następny rozdział już niedługo! :)
Do zobaczenia!
Buziaki! :***

poniedziałek, 13 czerwca 2016

08. ,,Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze.''.

Obudziło mnie głośne stukanie w kraty. Zaspana i niezorientowana zaczęłam rozglądać się co się dzieje. Po nocy spędzonej na niewygodnym, sztywnym łóżku, byłam pół przytomna.
-Wstajemy! To nie wczasy królewno- powiedział Ross stukając metalową pałką w kratki mojego ciasnego pomieszczenia.
-Zauważyłam, że od czasu gdy tutaj jestem, wciąż nazywacie mnie księżniczką, albo królewną- powiedziałam zaspanym głosem.
-Zauważ, że jesteś w lochu, całkiem sama zdana na los twojego księcia. Jedyne co Cię różni to to, że jesteś tutaj za przestępstwo i raczej nie wybawi Cię tutaj rycerz na białym koniu- powiedział zabawnym głosem policjant.
-No cóż, słabe macie tutaj poczucie humoru- bąknęłam.
Ross miał grzywkę zaczesaną do góry. W ręku trzymał policyjną, niebiesko-białą czapkę. Muszę przyznać, że wyglądał pociągająco. Tym bardziej, że podobają mi się mężczyźni w mundurach. Mam do nich słabość. Jednak nie myślałam, że kiedyś będę podziwiała takich facetów przez kratki.
Policjant otworzył mi drzwi, po czym podszedł i wziął mnie pod ramię.
-Zapraszam na przesłuchanie- powiedział Ross.
Znowu to samo. Czy oni nie mogą zrozumieć, że już wszystko powiedziałam..
Zwów usiadłam na wczorajszym miejscu. Tym razem bez większego przejęcia odpowiadałam na kolejno zadawane mi pytania.
-Czyli chcesz powiedzieć, że zostałaś zmuszona do napadu na bank z obcymi Ci mężczyznami?- spytał Ross.
-Tak- odpowiedziałam z lekką irytacją.
-Dobrze. Teraz popracujesz trochę dla nas- powiedział policjant.
-Jak to?-ocknęłam się. -O co chodzi?
-To bardzo proste. Dzięki Tobie dojdziemy do tych bandytów. Podłożymy Ci podsłuchy i będziesz non stop przez nas obserwowana, gdybyś jednak się rozmyśliła z nami współpracować, będziesz miała jeszcze większe problemy- wyjaśnił Ross.
Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.  Zaskoczył mnie tym. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Wow! No cóż chyba muszę się zgodzić na tę propozycję- powiedziałam.
-No cóż... raczej nie masz wyboru- powiedział z uśmiechem Ross.
Niestety to była prawda. W zasadzie nie mam wyjścia, odmawiając, pogorszyłabym tylko swoją sytuację. Mogłabym wzbudzić podejrzenia, że współpracuję jeszcze z tymi czubami.
-Dobra podpisz się tutaj-powiedział policjant wskazując miejsce na podpis na kartce papieru, którą położył przede mną na stole.
-Co to jest?-spytałam, nie bardzo wiedząc o co chodzi.
-Oświadczenie, że z nami współpracujesz, takie tam-uśmiechnął się Ross.
-Okk.
Po podpisaniu nie było już odwrotu. Ciekawe co będę musiała zrobić..
Byłam gotowa jak najszybciej zakończyć tę sprawę, w końcu moi bracia mnie teraz potrzebują, a ja wmieszałam się jeszcze w takie bagno.
-Nie mogliśmy skontaktować się z twoimi rodzicami-powiedział Ross.
No cóż, nie dziwię się, ale co tu wymyślić, żeby nie wzbudzać ich podejrzeć o patologi w domu?
-Na pewno są w pracy, to pracoholicy, nie zważają czy jestem w domu-powiedziałam bez entuzjazmu.
W prawdzie rzeczy był tak do pewnego czasu, ale nie dokończyłam mojej wypowiedzi tym faktem.
Gdyby policja dowiedziała się o matce alkoholiczce, którą zostawił mąż, byłabym skończona. Mną i Loganem zainteresowałaby się opieka społeczna. Nie jestem na tyle głupia, żeby wierzyć, że matka po tym się otrząśnie i będziemy żyli po staremu. Muszę wziąć sprawy w swoje ręce i nie dopuścić do tego, żeby Logan wychowywał się z obcymi ludźmi.
Jednak nie mogę się dłużej oszukiwać. Logan zniknął, bodajże porwali go ci gangsterzy, a ja siedzę w pierdlu. Na dodatek Luke leży ciężko ranny w szpitalu, ojciec nas zostawił, matka zamiast wziąć się w garść upija się do nieprzytomności i sprowadza nowych fagasów do domu.
Mam tego dość. Wszystko jest na mojej głowie. Chciałam wyciągnąć nas z tego ,,gówna'', a wpakowałam się w jeszcze większe.
Życie jest okrutne...
-Mimo to będziemy musieli wezwać ich na komendę-powiedział Ross.
-Oczywiście-powiedziałam załamana całą sytuacją.
Ross przyglądał mi się uważnie, a ja starałam się nie zwracać na niego uwagi.
-Na tak młoda osobę, wyglądasz bardzo dorosło-powiedział mężczyzna.
-Bo w ostatnich dniach dużo przeżyłam-powiedziałam.
-Możliwe-powiedział z zastanawiającą mną policjant.-Wrócisz dzisiaj spokojnie do domu, ale twój telefon będzie na podsłuchu, a w domu i przed domem będą zainstalowane kamery. Twój każdy krok będzie monitorowany i rejestrowany w naszych dokumentach- powiedział Ross.
-Kamery w domu!-zaczęłam krzyczeć przerażona.
-Spokojnie przecież w łazience będziesz mogła spokojnie się myć i przebierać-powiedział z uśmiechem mężczyzna.
-Ale to nie o to chodzi!-powiedziałam z drżącym głosem.
I świetnie mają mnie teraz nie uniknę prawdy. Przecież jak będą mieli wszystko na widoku to zorientują się jaką mam sytuację w domu. Cały plan szlak trafił!
-Jak to?-spytał policjant.
Przez chwilę siedziałam pogrążona w ciszy. Powiedzieć prawdę, czy nie? Przecież i tak się dowiedzą, ale może jakoś bym tego uniknęła? Tylko jak?
Rozpłakałam się. Moje łzy płynęły mi po policzkach, a ja nie mogłam ich powstrzymać. W tej minucie wszystko we mnie pękło. Nie jestem na tyle twarda, żeby wytrzymać.
-Już dobrze. Ochłoń trochę i opowiedz co się dzieje-powiedział spokojnie Ross.
-Wszystko jest tak jak nie powinno! Wszystko jest na mojej głowie. Mam same problemy od odejścia ojca, a on nawet nie zainteresował się nami przez chwilę. To wszystko jego wina!-krzyczałam, jednocześnie ocierając łzy spływające po policzkach.
-Nic nie rozumiem- powiedział policjant.
-Ojciec nas zostawił, a matka zaczęła pić. Mojego młodszego brata uprowadzono, a starszy leży w szpitalu poturbowany przez tych typów, którzy zmusili mnie do tego napadu na bank. Luke był winny pieniądze za prochy...tak to ćpun, dopiero nie dawno się o tym dowiedziałam, a matka z ojcem zamiast nas wspierać mają nasz w dupie! Luke jest ciężko pobity i walczy o życie, na jego operacje potrzeba dużo pieniędzy, których nie mam. Na dodatek jestem w więzieniu i wpakowałam się w większe gówno, niż wcześniej. Teraz oczywiście zadzwonicie do opieki społecznej i naszą dawną rodzinkę szlak trafił,  a mogło być jeszcze wszystko dobrze-zapłakana nie byłam w stanie już nic powiedzieć.
Ross na początku się nie odzywał, siedział w milczeniu. Jego wyraz twarzy nie pozwalał mi nic wyczytać z tego emocji. Był niczym skalna rzeźba.
-Dlaczego nie powiedziałaś tego od razu? Może udałoby nam się wcześniej zareagować-powiedział policjant. -Rozumiem, sierociniec..., ale skoro sprawy posunęły się tak daleko.., dlaczego nie dałaś nam sobie pomóc?-spytał Ross.
-Nie chciałam żeby Logan miał zrujnowaną rodzinę, chciałam wszystko naprawić, pozbierać do kupy, żeby było tak jak wcześniej-powiedziałam z ciszonym głosem.
-Dobra, już dobrze. Jakoś to wszystko razem ogarniemy-powiedział policjant łapiąc mnie za rękę, która leżała sztywno na stole.
-Wiesz gdzie może być twój młodszy brat?-spytał Ross.
-Nie, pewnie to te świry go porwały za to, że Luke jest winien im pieniądze-powiedziałam.
-Dobrze, zaczniemy poszukiwania, na pewno się znajdzie-powiedział pocieszająco Ross.
Lekko pokiwałam głową. W końcu to wszystko ze mnie uszło.
Teraz przynajmniej nie jestem z tym wszystkim sama.
-Dziękuję-powiedziałam z ciszonym głosem do chłopaka.
-Jeszcze nie masz za co dziękować-powiedział Ross uśmiechając się do mnie.

*************
Witajcie kochani!
Tak wiem, dawno się nie odzywałam..
Przepraszam, ale miałam mało czasu na porządne pisanie. :(
Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział się spodobał!
Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
Jeśli wystąpiły jakieś błędy z góry przepraszam
za swoje niedociągnięcia. :)
Ostatnio zaczęłam pisać nowego bloga,
na którego zapraszam z miłą chęcią:
To by było na tyle!
Do następnego spotkania!
Buziaki! :***