Ross prowadził, a ja siedziałam z tyłu. Bez żadnej rozmowy dojechaliśmy do celu. Nie musiałam długo czekać na rozwój sytuacji, ponieważ zaraz po przekroczeniu progu mieszkania, zauważyłam, że wejściowe drzwi nie są wcale zamknięte, tylko uchylone.
Spojrzałam na Rossa jednoznacznie, a on bardziej uchylił drzwi.
W salonie na kanapie leżała matka. Oczywiście wszędzie brud. Puszki piwa i butelki od wódki walały się wszędzie, a w powietrzu unosił się zapach alkoholu i wymiocin. Matka leżała nie ruchomo, przez chwilę wydawało mi się, że nie oddycha, ale po dłuższej chwili dobiegały od niej ciche jęczenie.
-Mamo, dlaczego mi to robisz?-spytałam ze łzami w oczach.
Jednak kobieta w ogóle się nie odezwała.
Nie mogłam patrzeć jak moja mama stacza się na dno. Jeszcze przy obecności Rossa było mi wstyd, że musi oglądać tę żenującą scenę. Miałam dość tego wszystkiego. Przez chwile obudziła się we mnie wściekłość i zaczęłam potrząsać matką.
-Nienawidzę Cię, rozumiesz? Nienawidzę!-krzyczałam.
Całej sytuacji przyglądał się Ross.
-Zostaw ją i tak nic do niej nie dotrze, jest pijana-powiedział Ross, patrząc na mnie ze zlitowaniem.
Byłam zrozpaczona, myślałam, o tym, żebym w ogóle się nie narodziła. Moja złość, zdenerwowane i bezsilność, która była najgorsza, nie pozwalały mi się opanować. Chciałam się obudzić, tak jakby ta rzeczywistość była tylko koszmarem. Nie miałam siły na nic. Marzyłam o śmierci, z chęcią wpadłabym pod auto, skoczyła z mostu, albo podcięła sobie żyły. Jednak wiem, że to nie rozwiązanie, przecież nie zostawię samego Logana z tą patologią. Tylko on mnie trzymał na tym świecie. Myśl, że został porwany i kompletnie nie wiem gdzie teraz przebywa, doprowadza mnie do szału.
,,Gdzie jesteś braciszku?''-pomyślałam, a po mojej jasnej cerze zaczęły płynąć gorzkie łzy.
Byłam wykończona całą ta sytuacją. W końcu wybiegłam z domu. Nie zwracałam uwagi gdzie biegnę, pragnęłam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Mijałam co raz więcej przecznic, a moje nogi kazały mi biec dalej. Słyszałam za sobą głos Ross, jednak nie byłam w stanie dosłyszeć dokładnie co do mnie mówi. Chciałam o tym wszystkim zapomnieć, oddać w niepamięć te wszystkie przykre historie, które ostatnio coraz bardziej się powielają.
Zrobił się wieczór, a ja byłam tak zmęczona, że moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Znajdowałam się na jakimś zupełnym pustkowiu bez ludzi. Otaczały mnie jedynie góry zburzonych fundamentów. Nie wiedziałam gdzie jestem, wpadłam w panikę. Gorączka i coraz większy stres doprowadziły mnie do szału. Zaczęłam oglądać się w każdą stronę, jednak bez skutku jakiekolwiek informacji, która pomogłaby mi poznać dany teren.
Skuliłam się w ciemnym, ciasnym koncie obok prawie wyburzonej ściany fundamentalnej.
Miałam tego wszystkiego serdecznie dość. Ciągłej walki z rzeczywistością. W prawdzie nie mam żadnych obrażeń na ciele, ale ostatnie sytuacje zrujnowały mi psychikę. Osoby na które trafiłam w ostatnim czasie, były najgorszą rzeczą, które mogłam napotkać na swojej drodze.
W człowieku najgorsze jest to, że nie trzeba okaleczać lub dotkliwie ranić ciała. Wystarczy tylko przykre słowo, czyn lub sytuacja, a my stajemy się dotknięci w środku.
Nasza psychika jest najczulszym punktem, w który łatwo uderzyć.
Czasem nie trzeba zlecać morderstwa zawodowemu przestępcy, żeby kogoś zabił. Wystarczy tylko okrutna prawda lub sytuacja, żeby osoba myślała o popełnieniu samobójstwa.
To okropne co można zrobić przez własną głupotę lub niepotrzebne słowo, żeby druga osoba poczuła ukucie w samym sobie.
Sama nie wiem ile jeszcze wytrzymam psychicznie na tym świecie, ale jednego jestem pewna. Trzeba być twardym pomimo wszystko. Mieć gdzieś opinie innych i stawiać czoła najgorszemu co może się nam przytrafić.
Było coraz ciemniej i zimniej. Moje oczy były tak zmęczone, że coraz bardziej się do siebie kleiły.
Nagle usłyszałam wołanie.
-Laura!-był to znajomy głos, który stawał się coraz wyraźniejszy.
W pewnym momencie oślepiło mnie światło.
-Czy to już koniec ze mną-pomyślałam...
Jednak to nie był koniec. To Ross świecił na moją twarz latarką.
Nie miałam siły nic powiedzieć.
Chłopak stał nade mną i lekko się uśmiechał.
-Ale mi strachu narobiłaś-powiedział Ross.
Chłopak nie czekając dłużej wziął mnie w swoje umięśnione ramiona i zaniósł do zaparkowanego nieopodal samochodu.
Zmęczona zasnęłam z tyłu auta. Słyszałam tylko dźwięk silnika i cichy szept Rossa, że wszystko będzie dobrze.
Obudziłam się, gdy auto się zatrzymało. Znajdowaliśmy się przed dużym domem.
-Gdzie jestem?-spytałam cichym głosem.
-W domu-powiedział z uśmiechem chłopak.
Mężczyzna ponownie przeniósł mnie na rękach do swojego mieszkania.
Zaniósł mnie do salonu i położył na dużą kanapę obok rozgrzanego kominka.
Mieszkanie wydawało się przytulne. Wszędzie było pełno małych elementów, które idealnie dopełniały dom.
Ross przykrył mnie beżowym, ciepłym kocem i usiadł obok mnie.
-Wypij-powiedział podając mi gorące kakao.
Wzięłam gorący kubek w dłonie i wypiłam kilka łyków.
-Dlaczego to robisz?-spytałam.
Chłopak nic nie odpowiedział, jedyne co zrobił to uśmiechnął się do mnie.
Położyłam głowę na jego nogach, jego ręka pieściła moje ciemno-brązowe włosy.
Widziałam wzrok Rossa, który non stop wpatrywał się w moją twarz.
Zasnęłam błyskawicznie. Wcale się nie dziwię w końcu byłam padnięta.
Przyjemna cisza i pieszczący dotyk Rossa sprawił, że czułam się jak w niebie. W końcu mogłam odpocząć ze świadomością, że nie jestem z tym wszystkim sama.
***********
Hejka kochani!
Jak się wam podoba dzisiejszy rozdział? :)
Dajcie znać w komentarzach! ;)
Co myślicie o sytuacji,
w jakiej znalazła się Laura?
I co ciekawego powiecie o zachowaniu Rossa?
Następny rozdział już niedługo! :)
Do zobaczenia!
Buziaki! :***